Wiersz miłosny Isaaca de Bensserada pod tytułem Stance

Stance

Twa piękność na mnie się boczy

I marzy — nie zgadnę, o czym.

Bo jakże dociec, co znaczy ów obłok

Smutku, biel czoła mroczący świetnego?

Czy — że ja tu jestem obok,

Czy — że zabrakło innego?

 

Obecność ma jest ci przykra,

Niedoli zaś mojej przykład

Zda ci się błahym i nędznym, i niecnym;

Gardząc cierpieniem obłąkańca dzikim,

Ty — marzysz o nieobecnym

Albo nie marzysz o nikim.

 

Może opisując ognie,

Których żar ciebie nie dotknie,

Zatarty obraz wywołałem w duszy;

I moje słowo nieostrożne kryśli

Innych niż moje katuszy

Ślad bolesny w twojej myśli.

 

Może, gdy mój wzrok się waży

Na twej cudnej spocząć twarzy,

Wbrew woli pełen żarliwych pożądań,

Ty pytasz w duchu, miłości zdrajczyni:

"Czemuż nie inny spogląda

Na mnie — tak jak ten to czyni?!"

 

Jeśli to twe czoło mroczy,

Pożegnam cię, spuszczę oczy,

I nie badając już smutków twych znaczeń,

Z tym jeno zwrócę się do okrutnego

Serca: zapomnij mnie raczej,

Niźli wspominaj innego.

Przełożył Wiktor Woroszylski