Wiersz miłosny Jana Lechonia pod tytułem Spotkanie

Spotkanie

Dzisiaj nocą samotną, spędzoną bezsennie,

Po promieniach księżyca, jakimś dziwnym tchnieniem,

Sam nie wiem, jak się nagle ocknąłem w Rawennie

I z dawno utęsknionym spotkałem zwidzeniem.

 

Przez otwarte ktoś okno grał cicho na flecie,

I wiatr lekki woń przyniósł duszącą, upojną —

Jak w mistycznym w nią szedłem wplątany bukiecie,

Pod nieba wyiskrzoną kopułą dostojną.

 

"Będziecie wysłuchani tęskniący, więc proście!"

Jak przez Boga zaklęty przymknąłem powieki —

I tylkom jakiś dziwny posłyszał szum rzeki,

A później, później Danta ujrzałem na moście.

 

"Tyżeś to, ty mój mistrzu! Dlaczego tak blady

I czemu taki dziwny niepokój cię żarzy?

Przychodzę cię ubłagać o sekret twej twarzy.

Nic nie wiem. Zabłądziłem. I proszę twej rady".

 

On to rzekł, czy rzekł księżyc, czy woda to rzekła,

Padłem, głowę ukrywszy rękami obiema:

"Nie ma nieba i ziemi, otchłani, ni piekła,

Jest tylko Beatrycze. I właśnie jej nie ma".