Wiersz miłosny Juliana Przybosia pod tytułem Dwa wiersze

Dwa wiersze

1

 

Zimą mroczną, bezdzienną, czarną od chmur zimą,

wlokłem się senny,

ociemniały z tęsknoty,

z dymów

ku dymom

rozwłóczonym nocnymi pociągami — w mroku

z czerwonymi iskierkami z lokomotyw —

zimą, długim tunelem ku tobie, wiosennej —

 

Niezliczonymi odjazdami dłużąc

czas, tę ruchomość opuszczoną nocy,

czekałem na wybuch —

Wiatr skręcał z dymu i rozplatał powróz,

lont gasnący —

 

Słońce

wysadziło z ciemności twój pokój!

 

Jakby piorun po piorunie bił w to miejsce,

zestrzeliłem w jedno przestrzeń

w błyskawicznym zatrzasku wzdłuż torów!

Dojechałem do ciebie z pierwszą burzą.

 

2

 

I znów od twoich oczu promieniami przestrzeń

po rozjarzony słońcami Adriatyk

niesie mnie w tęczy śmigł!

 

Ach, do ciebie w westchnieniu to wszystko powietrze

wysłane przez kwiaty...

[gdybyś tu ze mną była!]

... przez kwiaty pomarańcz!

 

Tu, gdzie krajobraz ze światłem

tak złotym,

jakby je Tycjan dzień w dzień błogosławił

wszystkimi obrazami na raz.

 

Wytężyłem tęsknotę

jak radar

i odkryłem cię we mgle Warszawy:

trzymasz w ręce słonecznik ze pszczołą.

 

Jaką lotną pocztą światło nadać,

abyś rozjaśniła czoło?

 

W promieniach obcej sławy

mijam

Piazza delia Signoria

— czy widzisz mnie, miła, czy słyszysz? —

szczęśliwy, że byłbym szczęśliwszy,

gdybyś tu ze mną była.