Wiersz miłosny Marii Konopnickiej pod tytułem Romans wiosenny

Romans wiosenny

(fragmenty)

V

 

Pomiędzy tłumem obojętnym sami,

Doszliśmy prędko do czarownej chwili,

Kiedy się dwoje rozmawia oczami,

Chociaż się żadne z nich nigdy nie sili

Na tę rozmowę wymownej źrenicy.

Urok zakazu, urok tajemnicy

Ciągnął mnie, jakby czarodziejska siła,

Do tej przepaści, która nas dzieliła...

A tu, jak na toż, jaskółka wesoła

Miga skrzydłami i zatacza koła,

Lepiąc gniazdeczko tuż pod samą ścianą...

Ona się wspięła na paluszków końce

I zasłoniła się rączką różaną,

Bo właśnie przyszło całować ją słońce;

A mnie się jakoś zrobiło markotno,

Że tak już wszystko z pieszczotą stokrotną

Ciśnie się do niej... ten promień słoneczny

Tak po twarzyczce ją łaskocze mlecznej,

Jakby to żywy był kochanek złoty...

Liliowe dzwonki tuliły się w sploty,

Jej nagich ramion dotyka sukienka,

Biała jak one, przejrzysta i cienka.

Coś się dziwnego stało... ja sam nie wiem...

Czy słońce z góry sypnęło zarzewiem,

Czy się gdzieś pierwsza rozwinęła róża,

Czy słowik w morzu harmonii się nurza,

Czy w głos skrzydełkiem strzyże konik polny;

Uczułem żar na ustach, mimowolny

Wydałem okrzyk, jakby duch mój własny

Śpieszył ją ostrzec, że ma wzrok zbyt jasny,

Że się z rękawka wysunęła ręka,

Że kwiat ją zdradza i że ta sukienka

Pozwala słońcu całować jej ciało...

Spojrzała na mnie i snadź mnie wydało

Moje zmieszanie, bo spuściła oczy,

Tuląc do siebie dwa sploty warkoczy.

 

VIII

 

Tej cudnej wiosny cały świat był rajem

I aniołowie, nie ludzie, w nim żyli!

Nie było zbrodni, śmierci, ani nędzy,

Ani żądz niskich, ni łez, ni pieniędzy,

Jak gdyby z dłoni Stwórcy w tejże chwili

Wybiegła ziemia uwieńczona majem,

I uśmiechnięta do róż i motyli,

Uśmiechy szczęścia brała od nich wzajem...

A ludzie... całkiem o nas zapomnieli!

Nic nas nie miesza i nic nas nie dzieli.

Nad nami błękit rozwiesza zasłony,

Za nami pierścień leszczyny zielony,

Przed nami dyszą woniejące łąki,

Wkoło nas kwiatów wpół rozwite pąki...

Cień błędny miga i ściślej jednoczy

Nasze ramiona i wymowne oczy.

 

IX

 

My byśmy może nawet byli inni,

Mniej rozmarzeni i dłużej niewinni,

Gdyby zwyciężać przyszło tylko siebie.

Ale już wszystko, na ziemi i niebie,

Razem na naszą przysięgło się zgubę —

I ta nas wiosna zdradziła urokiem...

Zioła roniły takie wonie lube,

Księżyc tak wabił brylantowym okiem...

Poemat szczęścia brzmi w powietrza fali,

Wieczór nam daje jakieś tajne hasła,

Słowik piosenką swej lubej się chwali

I znosi puchy kwiatowe do gniazda...

A tam, z błękitów spadająca gwiazda,

Co może była strąconym aniołem,

Leci tuż do nas i nad białym czołem,

Jakby zła wróżba, upadła — i zgasła.

 

XI

 

Aż wtem wieczorny powój się rozchyla

I pokazuje śpiącego motyla...