Wiersz miłosny Richara Crashawa pod tytułem Życzenia

Życzenia

Do (imaginowanej) kochanki

Kimkolwiek się okaże

Pani, o której z dawna marzę

I którą sercem bez reszty obdarzę;

 

W jakiekolwiek ją cienie

Skrywa tymczasem przeznaczenie,

By jej nie sięgło śmiertelne spojrzenie:

 

Dopóki los wyroku

Nie wyda, iżby wyszła z mroku

I nauczyła ziemię swego kroku,

 

Póki ów zamysł Boży

Z kryształu ciała nie utworzy

Świątyni, w której płomień duszy złoży:

 

Wpierw życzeń kilka wtrącę;

Niech te pragnienia, niby gońce,

Niosą jej z dali całunków tysiące.

 

Życzę jej więc urody,

Która nie wszystkie swe powody

Czerpie z błyskotek i krzykliwej mody;

 

Życzę piękności, która

Czymś więcej jest niż strusie pióra,

Wachlarze zdobne, tafta i gipiura;

 

Niż to, co sklepy wszędzie

Sprzedają, co jedwabnik przędzie,

Co zawsze sztuczne i udane będzie.

 

Niech ma twarz, którą szczera,

Własna uroda w blask ubiera:

Twarz, w której wnętrzne piękno się zawiera.

 

Twarz, którą malowała

Nie szminka sztuczna i nietrwała,

Ale jedynie dłoń Natury biała.

 

Lica, pod których skórą

Młodość, dzierżąca Prawdy pióro,

Lube wyznania pisze krwi purpurą.

 

Policzki, gdzie rumiana

Róża rozkwita — jej odmiana

Tym doskonalsza, że nie cieplarniana.

 

Usta, których korale,

Choćby je cały dzień wytrwale

Całować, barwy nie utracą wcale.

 

Spojrzenie, co przyćmiewa

Najdroższy strój, lecz przyodziewa

Najprostszą nagość jak blasku ulewa.

 

Oczy, których zaklęty

Połysk przygasiłby diamenty

I zaćmił słońce słodkimi ponęty.

 

Loki, w których blask złoty

Po to bym tylko wplótł klejnoty,

By wskazać włosów cenniejsze przymioty:

 

Ich rodzime promienie

Przytłumią bowiem bujne lśnienie

Klejnotów, skrytych w jasne loków cienie;

 

Rubin, gdy się zajarzy,

Perła, gdy zalśnić się odważy,

Własnym rumieńcem, łzą jest przy tej twarzy.

 

Niech serce ma nieśmiałe:

Miłość niech zwleka lata całe,

Zanim bolesną wbije w serce strzałę.

 

Oczy jak kołczan żywy,

By Miłość, łucznik ów zdradliwy,

Brała z nich strzały dla swojej cięciwy.

 

Uśmiech, co wlewa w żyły

Ogień, a przecież tak jest miły,

Iż ujmie żądzom ich brutalnej siły.