Wiersz miłosny Tadeusza Micińskiego pod tytułem Magia mej duszy

Magia mej duszy

Magia mej duszy niechaj Cię wywoła

z zarzewia komet czy z mroku przepaści —

przyjdź — ustroimy w lotus nasze czoła

i gibkie ciała nasze nard namaści.

 

Pachną mi dziwnie Twoje złote włosy,

jak prześwietlone senne kłosy.

Twych oczu lazur, jak górskie jeziora,

w których się pławi czarna sykomora.

A twoje usta, pachnące jak róże —

chłodne — jak płomień zaklęty w marmurze.

W ogrodach piersi kwitnące jabłonie,

jakoby księżyc w mgieł srebrnych oponie.

Biodra toczone ze słoniowej kości,

jako indyjska świątynia miłości.

O przyjdź — na liściach zwiędłych piszę

ten sen mój obłąkany —

rzucam je w strumień łez moich wezbrany —

niechaj w anielskie odpłyną zacisze — —

 

Ale mi włócznią swą miedzianą

potrząsasz — i groźna jak mrok —

rozdzierasz serce moje —

czarną pianą

dysze mi toń — ja pieczar tych smok —

weź moje skarby i Twe zimne serce —

opasz — niech błyszczy!

 

Szmaragd Ci wspomni te zielone łąki,

po których szliśmy strojni w asfodele —

rubin — czyśćcowe jeziora rozłąki —

i miłość, którą oddałaś w kościele

innemu — a diament — moje serce dumne,

stopione w ogniach i rzucone w trumnę.

Na czole Twoim płomień chryzolitów,

abyś widziała gwiazdy konające —

ortoklast zimny, smutny jak miesiące

zamrozi w oczach Twoich sen błękitów.

 

Ale ci jeszcze składam te szafiry

i perły jak chmury bezdomne,

i krwawej jaszmy obłąkane wiry —

na znak, że Ciebie nigdy nie zapomnę —

pierścień Ci włożę z mrocznych karbonatów,

bo się spotkamy za progiem tych kwiatów.