Wiersz miłosny Władysława Szancera (Władysława Ordona) pod tytułem Z księgi miłości

Z księgi miłości

ciemnym lesie mojego żywota

Bóg nareszcie zapalił jutrzenkę

Ze złota!

Długom błądził, samotny sierota,

Przez cienie...

Dziś przy sercu mam żywe stworzenie:

Sarenkę!

 

Ujrzałem ją, gdzie się przepaść odmyka.

Stała w blasku księżyca, niepewna

I dzika.

Na jej widok ścichła piosenka słowika

Zaczęta,

A jam myślał, że to jest zaklęta

Królewna.

 

Bo wysoko tak głowę swą niosła,

Jakby księżyc chciała srebrny zaślubić,

Wyniosła!

I uczułem, że mi duszę uniosła,

Że muszę

Dać jej duszę — choćby duszę

Zagubić!

 

Więc rzuciłem jej słowo... Nie pomnę!

Ale w zaklęć najmocniejszym hymnie

Niezłomne.

Ona oczy znad przepaści ogromne

Zwróciła,

Jednym skokiem czarną otchłań przebyła:

Już przy mnie!

 

Odtąd nic nas rozłączyć nie w sile!

Czasem chyba pozwolę do zdroja

Na chwilę,

By schylona przejrzała się miłe

W wód fali...

Gdybyście tam podobną spotkali —

To moja!