Wiersz miłosny Zygmunta Krasińskiego pod tytułem Znasz, co namiętność?

Znasz, co namiętność?

Znasz, co namiętność? Czy ty wiesz, co piekło,

Gdy myśl, jak skorpion w ogniu się przewraca,

Gdy serce kipi żądzą szczęścia wściekłą

I życie życiem co chwila się skraca?

 

Czy wiesz, co próżnia? Czy znasz świat nicości,

Gdzie wszystko zmarło, a żyć jeszcze trzeba,

Żyć bez nadziei i żyć bez miłości,

Patrząc się w niebo, nie wrócić do nieba?

 

Serce się moje w perzynę rozwiało,

Byłem tak smutny, jak nocy milczenie —

Byłem tak zimny, jak umarłych ciało —

I tak samotny, jak umarłych cienie.

 

Na ustach moich drgał śmiech żartobliwy,

Ludzie go mieli za radości znamię —

Ludzie mówili: "Jaki on szczęśliwy!"

Jam tylko wiedział, że ten śmiech mój kłamie!

 

Tak długom błądził na życia pogrzebie,

Nie znałem duszy, co by mnie pojęła —

Anim jej szukał — aż spotkałem ciebie,

Równie samotną, i żądza mnie zdjęła

 

Jeszcze raz w życiu spojrzeć w twarz anioła,

Jeszcze raz w życiu, nim zamknę powieki,

Nim darń cmętarzy dotknie mego czoła,

Wyrzec do ciebie: "Teraz i na wieki!"

 

Znów czuję węża, który mnie oplata,

Znów czuję Boga, który mnie porywa —

Sen śmierci znika, a w obszarach świata

Hymn wniebowstąpień zewsząd się odzywa.

 

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

 

Jakaż to przestrzeń kwiecista pode mną!

Jakież sklepienie błękitu nade mną!

Wszystkimi marzeń zasiane tęczami —

Wszystkich aniołów zasnute skrzydłami,

Słońc, gwiazd, księżyców okryte rojami!

 

*

Znów serce bije. To wiosna nadchodzi —

Słyszę śpiew ptaków i czuję woń róży —

Bujam po morzu gdzieś w skrzydlatej łodzi —

Wody tak ciche — — ach, nie będzie burzy.

 

Żagiel mój biały, jak sztandar, powija,

Przestwór lazuru ciągnie się przede mną;

Ta, którą kocham, może płynie ze mną,

Może w jej duchu mój duch się odbija?

 

Może, gdy patrzy na te śliczne fale,

Głos tajemniczy szepce jej do ucha

Spowiedź mej duszy i wszystkie me żale?...

— Tylko czyż ona tego głosu słucha?

 

A może teraz, gdy oczy zwróciła,

A jam me czoło pochylił w cierpieniu,

Mówić coś chciała? — Lecz nic nie mówiła —

Rękę jej tylko ścisnąłem w milczeniu.

 

Czy to nie widmo, które ja stworzyłem

I w chwili natchnień sam wywiodłem z siebie?

Nie! Tej postaci ja nie wymarzyłem!

Ona przez Boga wymarzona w niebie!

 

I tu na chwilę tak krótką zleciała,

Jak anioł siadła przy mej łódki sterze;

Ach, gdyby tutaj na wieki została!

— Śmiejcie się, wiatry, że ja w szczęście wierzę!

 

Śmiejcie się fale, lecz płyńcie powoli!

Żaglu mój biały, nie pędź tak do brzegu:

Ten dzień mi jeszcze nie jest dniem niedoli

I chciałbym wstrzymać jego chwile w biegu!

 

Gdy lądu dotkniesz, ona zaraz wstanie

I powie: "Żegnaj, bo wracam wśród ludzi!"

Cóż mi na świecie w tej chwili zostanie?

Niech więc mnie jeszcze ta chwila nie budzi!...

 

Niech jeszcze marzę, że mi ten dzień błogi

Na zawsze dali — że na wód krysztale