Grzech
Edward Słoński
I
Dziś przyszłaś do mnie w nocy,
Zbudziłaś trwożny sen,
Rzuciłaś mi na oczy
Swych włosów płowy len.
Na piersi mej rozkwitłaś,
Jak róży wonny pąk,
Purpurą ust gorących,
Oplotem białych rąk.
W szeptanych twoich słowach
Drżał płacz i dzwonił śmiech...
Przyniosłaś mi dziś w nocy
Swój pierwszy słodki grzech.
II
W dziewiczem twojem łonie
Krwią młodą tętnił szał
I ból rozkoszy pierwszej
Niemocą słodką mdlał.
Słyszałem szept twój cichy,
Bezsilny płacz i śmiech:
— Mój miły, jaki słodki
Mój wspólny z tobą grzech.
Mój miły, jak mnie palą
Płomienie twoich rąk!
Słowiki w sadach jęczą,
Jaśminy pachną w krąg...
III
W dziewiczej twej samotni
Śród czterech białych ścian,
Pacierza święte słowa
Szły z grzeszną myślą w tan.
W panieńskim alkierzyku
Z matczynych dobrych rad,
Rozkwitał purpurowy
Pierwszego grzechu kwiat.
Strach jakiś słodkim dreszczem
Po ciele twojem biegł,
Rozkoszą i tęsknotą
Nalewał cię po brzeg.
Więc, jak nalana czara,
Lśniąc złotym płynem w krąg,
Czekałaś ust spragnionych
I chciwych ciebie rąk.
IV
Myślałaś o mnie długo
Z zapartym w piersi tchem,
Wołałaś każdą myślą
I każdym swoim snem.
I do mnie, czując w sobie
Wezbraną życia moc,
Prężyłaś swe ramiona,
Jak lwica w parną noc...
Aż wreszcie po księżycu
W brylantach z mgły i ros
Przybiegłaś do mnie drżąca
I zawołałaś w głos:
Wołałeś mnie, więc przyszłam,
Przybiegłam do twych rąk!
Słowiki w sadach jęczą,
Jaśminy pachną w krąg! —
V
Z białego alkierzyka,
Jak z klatki, uciekł ptak —
Łóżeczko niezasłane,
W łóżeczku kogoś brak.
Na małej otomance,
Wciśniętej w mroczny kąt,