Wiersz miłosny Łucjana Szenwalda pod tytułem Umarłej

Umarłej

I

 

Wiatr porankowy wśród nocy przywiał,

Rozwiał bezładnych snów niepokoje...

Dzisiaj rozmawiam z Tobą jak z żywą,

Usta złożywszy na serce Twoje.

 

Przy mnie tu jesteś — w świateł topieli

Tak dotykalna i rzeczywista,

Jakby ten właśnie dzień nas rozdzielił,

A połączyła ta noc rzęsista.

 

Powiedz! Czy jakiś Orfeusz nowy

Wywołał Ciebie w powiewach świtu?

Chcę Ciebie nazwać — i źródłosłowy

Plączą się w jeden wyraz zachwytu...

 

Chcę Ciebie nazwać — znane imiona

Znowu głoskami martwymi dźwięczą...

Radość wzbroniona, radość miniona —

Możeśmy pili ją zbyt szaleńczo?

 

Możeśmy byli zbyt zakochani

I świat takiego szczęścia nie zmieści?

I znowu słowa, uwięzłe w krtani,

Gasną — jedyny okrzyk boleści.

 

II

 

Są naokoło piękne dziewczęta,

Oczy tęczowe, serca źródlane,

Ale Ty byłaś we mnie zaczęta,

Jak przez darń kwietną źródło przelane.

 

Ciebie w serdecznych umyłem wodach,

Tobą olśniłem wzrok mój na zawsze,

l byłaś moja jak mój jest oddech,

Źrenicą byłaś, przez którą patrzę.

 

Ciebie nie znając, do Ciebie tęskniąc,

Ciebie miłując — lotną, daleką,

Znalazłem nagle za siódmą klęską,

Za skałą bólu, za smutną rzeką.

 

Znalazłem — aby stracić tak prędko?

Znalazłem — aby wiekom poświęcić?

Głupiec! Myślałem, że wstrzymałem Piękno

W jego wędrówce chyżej ku śmierci!

 

Więc niech dla innych doba za dobą

Wieczność upływa w złotym dosycie —

Ja tylko Tobą i tylko Tobą

Pełny i pełny, na śmierć i życie!

 

I Twoje oczy wodzą mnie w nocy,

Jako podwójna gwiazda pomocy,

I dokąd pójdę, cokolwiek zrobię —

Rozpacz o Tobie, rozpacz o Tobie.

 

III

 

O, mogłaś wzbudzić we mnie, coś chciała,

Bom znał Twych chęci nurt kryształowy.

Ufałem ślepo w blask Twego ciała,

W rytm Twego serca, w nimb Twojej głowy.

 

Z Tobą związany, los swój rozstrzygłem,

W dal obracając się mglistym czołem.

Ty bohaterskim byłaś mi skrzydłem!

Ty byłaś burzą, kiedy płynąłem!

 

I dziś — jeżeli wśród krwawej waśni

Przyszły słoneczny czyn mi się marzy —

To na tle wizyj na moment zalśni

Promienno-smutny świt Twojej twarzy.

 

Nie wiem, czy padłaś kulą trafiona,

Czy w długich mękach gasłaś jak pożar,

Czy przyciskałaś dziecko do łona,

Czy zbir je odciął od ciebie nożem.

 

Nie wiem, czy dreszczem ostatnim ścięgien,

Ostatnim czuciem wołałaś ku mnie —

Ale wiem jedno — jedno przysięgam:

Że potrafiłaś umierać dumnie,